Szefowie za dużo pracują, bo…?

Szefie zespołu (I szefowo też).

Jeśli masz czasem poczucie, że pracujesz więcej niż jest to zdrowe dla Ciebie i Twojego zespołu – a masz dość rozwiązań w stylu „po prostu musisz pracować mniej” – potrzebuję Twojej perspektywy.

Dlaczego szefowie pracują za dużo?

Jeśli znasz odpowiedź na to pytanie, albo chcesz zobaczyć co piszą inni – zapraszam do wspólnej tablicy, na której przede wszystkim chcę złapać głębię i całość problemu.

Jeśli zespołu nie masz, ale za to masz podejrzenie, z czego to wynika – też zapraszam.

Jak to w burzy mózgów bywa – jesteśmy na etapie budowania hipotez, a każda odpowiedź jest właściwa.

Renata Świrydczuk

Każde „bo…” też można rozwijać.

Generalnie – zróbmy razem mapę inspiracji.

W dalszych etapach – będziemy szukać odpowiedzi na pytanie, co z tym zrobić, tak aby szef miał czas nie tylko na gaszenie pożarów, ale także budowanie takiego systemu zarządzania, gdzie pożary nie wybuchają albo gaszą się same.

Zapraszam 😊

https://miro.com/app/board/o9J_lXE9tFI=/

MVS – czyli co zrobić, żeby W TYM ROKU postanowienia noworoczne jednak zadziałały – bez wysiłku.

The Marxist theory of social change | Redline

Do napisania tego artykułu zainspirowała mnie poranna audycja radiowa, w której prowadzący pytał słuchaczy o plany na nowy rok. Najczęstsze odpowiedzi dotyczyły zmiany wagi, rozpoczęcia ćwiczeń, rzucenia nałogów. A motyw przewodni brzmiał – w tym roku jednak się uda.

Pamiętaj jednak, że mamy dwie drogi – rewolucyjną, oraz ewolucyjną.  A jak pokazuje historia –  każda rewolucja zjada swoje dzieci.

Dla mnie najbardziej praktycznym sposobem zmiany nawyków jest koncepcja zaczerpnięta z filozofii KAISEN, a dokładnie podejście oparte na MVS (minimal viable step) – czyli najmniejszym akceptowalnym kroku prowadzącym do określonego celu.

Weźmy przykład biegania lub ćwiczeń. Jeżeli twoim celem jest zmiana nawyku, która pozwoli Ci na lepsze zadbanie o swoje zdrowie – a wcześniej jakoś tak się nie zdarzyło, by ten nawyk powstał – nie zaczynaj od przebiegnięcia pięciu czy nawet kilometra. Zacznij od wyjścia z domu. Przejdź się. Poranne ćwiczenia – zrób o jeden przysiad więcej niż wczoraj. Albo się poprzeciągaj. To wystarczy.

Jeżeli chcesz rzucić papierosy, słodycze – lub inny nawyk który Ci szkodzi – nie zaczynaj od nagłej zmiany. Odłóż sięgnięcie po to co szkodzi o minutę. Zajmij się czymś innym. Pierwsze co robisz o poranku to sięganie po telefon? Świetnie – wykorzystaj to, żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego.

Jeśli chcesz zmotywować się do WIELKIEGO zadania, którego nie lubisz – nie zaczynaj od początku. Raport – napisz wstęp, albo choćby kilka linijek podsumowania.

To samo, jeśli chcesz zmienić swój styl zarządzania, lub rozwinąć swoich ludzi.

Zdarza Ci się być szefem typu Strażak Sam, a chcesz, żeby ludzie przynosili rozwiązania zamiast problemów?

 Zacznij od pytania, jakie mamy opcje (pierwszy tydzień)– dopiero gdy płynnie odpowiadają na to pytanie zacznij pytać o rekomendacje (drugi tydzień). W trzecim będziesz mieć pewność, komu co można oddać tak aby nie zaburzyć procesu i o jeden krok przesunąć się w stronę bycia szefem, który ma czas nie tylko na gaszenie pożarów, ale też na ich zapobieganiu.

Nawyk buduje się stopniowo. Nawyk potrzebuje czasu. Oczywiście można wydłubywać motyle z kokonów, pytanie tylko czy będą długo żyły. Każda, nawet największa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Praktyczne zastosowanie w nowym dla mnie obszarze tu:

A Ty? Jakie masz cele na ten rok?

I co mogłoby być NAJMNIEJSZYM AKCEPTOWALNYM krokiem, do zrobienia DZISIAJ?

Achtung! Achtung! Emocjonalny program antywirusowy.

Wyobraź sobie, że prowadzisz jednoosobowy statek kosmiczny, zamiast okien – tylko ekrany. Nagle – słyszysz przeraźliwy alarm.

Wprawdzie w momencie kiedy przejąłeś dowodzenie nie dostałeś instrukcji obsługi, ale bujasz się tym urządzeniem po próżni kosmosu co najmniej kilkadziesiąt lat, więc wiesz (od kogo to wiesz?), że to alarm kolizyjny. Coś bardzo groźnego zbliża się do ciebie. Rzucasz się do pulpitu sterowania by zagryzając zęby, klnąc na czym świat stoi, nadludzkim wysiłkiem i oczywiście w ostatniej chwili ocalić się od zagrożenia.

A gdybyś wiedział, że ten alarm wyje bo w systemie jest wirus, który oszukuje wskaźniki i cały czas wprowadza cię w błąd? Jak byś wtedy reagował? Gdzie jeszcze mógłbyś zauważyć, że zagrożenia są pozorne?

Po 40 latach życia i 12 latach prowadzenia szkoleń wydawało mi się, że coś już wiem o pracy z emocjami.

Dziś parę słów o zupełnie innym niż standardowe patrzeniu na swoje emocje, które uznaję za największe swoje odkrycie ostatniego pół roku.

Uproszczony model powstawania emocji jest następujący:

Przykład:

Po długim i ciężkim tygodniu masz ochotę na chwilę odpoczynku. Kiedy tylko bierzesz do ręki książkę, do której zabierasz się już od dłuższego czasu – i myślisz – teraz mam chwilę dla siebie (oczekiwanie) – pojawia się coś, lub ktoś (najczęściej bliski), kto również ma oczekiwania wobec twojego sposobu spędzania czasu (sytuacja) – inne niż twoje. I to natychmiast i bez odwołania.

Różnica pomiędzy sytuacją a oczekiwaniem – powoduje, że włącza nam się system oceny i rusza automatyczna narracja (dialog wewnętrzny) na temat sytuacji w stylu: „Motyla noga, czemu on/ona/ono nie może poczekać chwili, dlaczego akurat teraz, specjalnie mi to robi/ na złość/ w ogóle mnie nie szanuje/… (tu wstaw swoje).“

Błyskawicznie ruszają emocje, silne i nieprzyjemne, które jeszce bardziej utwierdzają nas w przekonaniu, że mamy rację. Więc dbając o swoją wolność, równość i sprawiedliwość reagujemy z wysokiego Ce.

O tak:

Jeśli pojawia się w nas nieprzyjemne uczucie, zawsze przed nim jest myśl.

Na pierwszym poziomie rozumienia własnych emocji schemat myślenia jest taki:

Wszystko co jest niezgodne z naszymi oczekiwaniami jest złe, a co zgodne jest dobre. Zatem, jeśli źle się czuję, to znaczy, że to KTOŚ lub coś na zewnątrz mnie powinno się zmienić.

To podstawowy system ego. Chroni, dba o przeżycie w sytuacjach zagrożenia, odpowiada za większość konfliktów.

Drugi poziom wygląda tak: Wiem już, że to nie sytuacja mnie denerwuje, tylko sam się denerwuję sytuacją. To znaczy, że emocje są we mnie a więc jeśli źle się czuję, powinienem przede wszystkim pracować nad sobą.

Trzeci poziom: emocje nie są ani dobre ani złe. Mogą być przyjemne albo nieprzyjemne, służą jedynie jako wskazówka mówiąca o naszych potrzebach. Słuchając uczuć dowiemy się więcej o sobie i swoich potrzebach.

Czwarty poziom – i tu wkraczamy w temat dzisiejszego wpisu wygląda tak:

Emocje to nasz kompas. Zawsze mają rację, ale nie mówią nam o sytuacji, a jedynie o tym, czy myśl, która je powoduje jest prawdziwa, czy nie.

Przykład praktycznego zastosowania:

Jakiś czas temu przychodzi do mnie córa z nosem na kwintę. Lat naście, więc ego już działa.

Na pytanie co się stało, odpowiada, że ma doła, bo jej najlepsza koleżanka obgaduje ją za plecami z drugą przyjaciółką. Ach ten trójkąt dramatyczny…

Przyjrzyjmy się zatem opcjom. Poza przytuleniem i wsparciem można:

  • Iść porozmawiać z koleżanką, żeby tak nie robiła (poziom pierwszy).
  • Sprawdzić fakty i sprawdzić czy tak było, pocieszyć, zmienić punkt skupienia uwagi (poziom drugi)
  • Dać empatię, odkryć i docenić leżącą pod smutkiem piękną i ważną potrzebę szczerości w przyjaźni, ucząc przy tym jak mówić o swoich potrzebach w bezpieczny sposób (poziom trzeci).
  • Stosując podejście czwarte – można ocenić, czy myśl, która je powoduje jest prawdziwa. Jeśli uczucie jest nieprzyjemne – myśl nie jest prawdziwa. Ot i cała filozofia.

Proste w teorii, w praktyce, zwłaszcza na początku – bardzo trudne. Efekty – niesamowite.

Po więcej odsyłam do źródła.

Praca zdalna? Chcę już do biura.

W nawiązaniu do pytań, jakie pojawiają się w trakcie prowadzonych sesji – parę słów na temat podstawowych zasad pracy zdalnej – od strony psychologii nawyków.

Praca zdalna to dla wielu osób błogosławieństwo, dla osób, które nie miały jeszcze okazji wyrobić sobie dobrych nawyków – zwłaszcza początek pracy zdalnej… nie jest najbardziej atrakcyjnym przeżyciem.

Problem

Ten wpis jest dla Ciebie jeśli:

  • Praca zdalna nie była do tej pory twoim głównym sposobem pracy.
  • Masz kłopot z zabraniem się do pracy, wiesz o tym, wkurzasz się na siebie i dalej jest ci trudno zacząć.
  • Siedzisz przed komputerem lub ekranem telefonu i zamiast pracować – czytasz (rozwojowe oczywiście) wpisy i artykuły.
  • Kiedy już uda Ci się wejść w rytm pracy – natychmiast coś (lub ktoś) odrywa Cię od pracy.
  • Po całym dniu – masz poczucie, że nic dziś nie zostało zrobione a Ty czujesz zmęczenie jak koń po westernie.

Przyczyna

Pierwszą przyczyną są wbudowane w ciało nawyki domowe i brak nawyku pracy w danej przestrzeni. Tzw. „pamięć ciała” jest ważna. Jeżeli masz ulubione miejsce w domu, w którym odpoczywasz, twoje ciało, jak dobrze wytresowany zwierzak natychmiast będzie wiedzieć, jakiego stanu oczekujesz od niego, gdy siadasz tam w swojej ulubionej pozycji z ulubionym napojem w dłoni.

Drugą – zbyt wysokie oczekiwania. Zarówno w stosunku do siebie jak i do swoich bliskich. Oczekujemy od siebie wydajności takiej samej jak w przypadku wcześniej wyuczonego stylu pracy, oczekujemy, że nasze osoby najbliższe zrozumieją sytuację i dostosują swój wyuczony w danej przestrzeni zestaw nawyków do nas. Przykładowo – dziecko, które przez większość dnia nie widzi rodzica i ma nawyk, że jak się spotykają – rodzic ma 100% uwagi dla niego jest zagubione, gdy rodzic niby jest, ale jakby go nie było. Część oczekiwań jest łatwa do zarządzenia. Część wynika z głębszych mechanizmów – wynikających choćby z wbudowanych w psychikę STEROWNIKÓW – i wymaga innego rodzaju pracy. Zgodnie ze wzorem na stres im większa różnica między oczekiwaniami a rzeczywistością tym większa frustracja.

Rozwiązanie

  • Oczekiwania

Uznaj, że nie jesteś w innych warunkach, niż do tej pory i nie wszystko da się robić tak samo jak to tej pory. Zmiana nawyków to kwestia czasu. Jeśli odpalają Ci się emocje, atakuje ego – wykorzystaj to do własnego rozwoju. Dbaj o oczekiwania najmłodszych – na pewno zauważyłeś, że jak tylko próbujesz pracować – dzieciaki nagle mają do Ciebie BARDZO WAŻNĄ SPRAWĘ. Dla młodziaka to jak tankowanie paliwa dla samochodu.

100% uwagi przez moment i pełne skupienie na małym człowieku sprawia, że jego lub jej serduszko szybko się tą uwagą napełnia i na dłużej mu starczy. Odpychanie i zbywanie powoduje częstsze powroty i nikomu nie służy. Jesteś w domu? To znaczy, że życie domowe jest priorytetowe.

  • Miejsce

Osobna przestrzeń na pracę. Jeśli chcesz faktycznie pracować wydajnie zadbaj o oddzielenie przestrzeni do pracy od przestrzeni do wypoczynku. Inaczej twoja pamięć ciała dostanie świra i nie będzie wiedziała, czy włączyć sieć zadaniową w mózgu, czy spoczynkową. Więc ani praca nie będzie dobra, ani potem odpoczynek po pracy nie będzie regenerował, bo ciało będzie ciągle w spięciu zadaniowym.

Jeśli nie masz możliwości znalezienia miejsca tylko do pracy – zmień ustawienie w przestrzeni. Pracujesz na kanapie, gdzie odpoczywasz? Usiądź w innej pozycji. Pracujesz na łóżku? Nie rób tego. Chyba, że chcesz się nabawić bezsenności i chronicznych wyrzutów sumienia.

  • Czas

Praca zdalna ma swoje zasady. Inny rytm, inna koncentracja, inna wydajność. Zacznij od ustawienia stopera na 20 minut pracy. Potem 10 minut przerwy. Pracując zdalnie na początku szukamy krótkich intensywnych okresów skupienia. Staraj się przede wszystkim złapać nawyk szybkiej koncentracji. Wydłużanie koncentracji – to drugi priorytet. Dla wielu osób dobrze sprawdzają się aplikacje typu POMODORO.

Zdecydowanie rozdziel pracę od odpoczynku. Ustal ze sobą i domownikami, w jakich godzinach zaczynasz i kończysz pracę, kiedy masz przerwy. Zasady rozmyte w stylu „zobaczymy jak wyjdzie” – w tym przypadku się nie sprawdzają. Nie oczekuj też od siebie, że w domu będziesz pracować wydajnie 8 godzin tak samo (nie)efektywnie jak w biurze. Dobrze zrobiony system pracy daje znacząco lepsze efekty w krótszym czasie. To przyjdzie. Z czasem.

  • Emblematy

Pracowałem kiedyś z wspaniałą panią menedżer. Kiedy nie z własnej woli została zmuszona na przejście na pracę zdalną – po pierwszych dwóch tygodniach frustracji z powodu próby pogodzenia roli szefowej z rolą mamy usiadła z córą lat 4 i ustaliły razem co mogłaby zrobić, żeby maleńka miała jasność, kiedy mama jest w pracy, a kiedy jest dla niej. Czas odpadał, bo dziecko w tym wieku nie ma poczucia czasu, więc ustaliły, że jak mama zakłada górę od żakietu takiego jak normalnie do pracy, to znaczy, że jest w pracy. Jak zdejmuje – jest mamą. 

Ulubiony kubek? Kalkulator pod ręką? Zdjęcie rodziny? Co sprawia, że przestrzeń pracy daje ci skupienie. Zadbaj o ciągłość jak największej liczby dobrych skojarzeń z poprzedniego stylu pracy. Będzie łatwiej wejść w nowy rytm.

  • Rytuały

Praca zdalna zaczyna się dzień wcześniej.

Przygotuj ubranie jakbyś miał wyjść z domu, zadbaj o odprężenie przed snem (sen nie daje odpoczynku – wzmacnia stan sprzed zaśnięcia). Przygotuj wszystko wieczorem, tak jakby nie miało Cię być przez cały dzień. Idź spać wcześnie i wstań wcześniej. Zadbaj o rozruch ciała o poranku, pościel łóżko (pierwszy sukces), napij się wody. Zrób proste ćwiczenia oddechowe.

Zastanów się, co jest twoim rytuałem w pracy, jak rozpoczynasz dzień – co z tego możesz przenieść do dnia pracy zdalnej – tak żeby wysłać do mózgu informację – czas skupienia nadszedł.

Po ogarnięciu porannego życia rodzinnego, postaraj się rozpoczynać każdy dzień pracy w ten sam sposób. Zbyt dużo zmian na raz powoduje zbędne napięcie. Zadbaj o ciągłość rytuałów. Będzie łatwiej.

  • Regeneracja

Praca zdalna jest zakończona, jak kończy się wyznaczony na nią czas, lub wcześniej. Jeżeli czegoś nie zdążyłeś – nie nadrabiaj pracą po godzinach. Strategia pełzającego czasu zadaniowego po prostu się nie sprawdza – Twoje ciało zaraz się zbuntuje, podobnie jak domownicy.

Po pracy zadbaj o relacje / własną pasję / ciało. Te trzy obszary najlepiej sprawdzają się w przełączaniu mózgu z sieci zadaniowej na sieć spoczynkową. Zrób ćwiczenia fizyczne, włącz muzykę, przytul kogo możesz, choćby przez telefon. Zrób to, co odkładasz od miesięcy na właściwy moment. Właśnie oszczędziłeś czas normalnie spędzony na dojazd do domu. Gratulacje. Wykorzystaj go dla siebie. Kto wie, kiedy znowu będziesz mieć taki komfort.

A ty? Jakie masz dobre patenty na efektywną pracę z domu?

Aktualizacja oprogramowania w toku cz.3 – instrukcja obsługi

Czasy szczególne. Zamknięci w oddzielnych przestrzeniach mamy dużo czasu na introspekcję. Sieć zadaniowa w mózgu dostaje świra, a my mamy wspaniałą okazję żeby przyjrzeć się działaniu wszystkich swoich starych programów w akcji.

I zwariować.

Lub zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje.

Najważniejsza zasada w pracy ze sterownikami Kahlera, które  opisałem wcześniej, podobnie jak z każdym innym starym programem jest taka: W naszym organizmie, w naszym działaniu, w naszych reakcjach nie ma nic złego. Wszystkie programy, strategie działania – do czegoś służą, lub kiedyś służyły.

Dlaczego zrozumienie tego jest ważne? Przyjrzyjmy się innej strategii, która z pozoru wydaje się szkodliwa. Palenie papierosów. Albo nadwaga.

Jeśli próbowałeś zmienić swoją wagę, lub rzucić palenie mogło się zdarzyć tak, że na początku szło dobrze, a potem już nie.

Dlaczego? Bo poza ewidentnymi wadami – obie te strategie mają mnóstwo zalet. Palacz, który wychodzi na fajkę – ma czas oderwać myśli od zadań, przełączyć się z neuronowej sieci zadaniowej na sieć spoczynkową, w 5 minut dowiedzieć się, co się w całej firmie dzieje, nawiązać relacje, załatwić bieżące sprawy.

Z nadwagą jest tak to samo. Naprawdę nie ma nic złego żeby po całym ciężkim dniu pracy przestać się spinać, usiąść z ulubionym napojem i najeść się tak, żeby przestać myśleć. Chociaż na chwilę. Intencja piękna, strategia nieszczególnie. Nadwaga to tylko efekt uboczny.

Z driverami jest podobnie. Jeśli zrozumiemy jakie piękne intencje pod nimi stoją – i zadbamy o ich zaspokojenie w inny sposób – wtedy nie trzeba będzie z nimi walczyć.

Nie ma nic złego w byciu na czas, dbaniu o punktualność i szybkiej pracy w wysokim tempie. (Spiesz się)

Nie ma nic złego w dbaniu o jakość pracy. (Nie popełniaj błędów)

Nie ma nic złego w dbaniu o dobre samopoczucie innych. (Nie sprawiaj przykrości)

Nie ma nic złego we wkładaniu wysiłku tam gdzie inni odpadają. (Wysilaj się)

Nie ma nic złego w dbaniu o to, żeby nie obarczać innych swoim ciężarem. (Wytrzymaj)

Problem ze sterownikami – jak z każdą przeterminowaną strategią pojawia się wtedy, gdy są zbyt wysokie i nie wnoszą nic poza zbędnym stresem.

Czasy się zmieniły – jesteśmy dorośli, ale stare programy trzymają nas w stresie i napięciu tam, gdzie tego w ogóle już nie potrzeba. Wtedy warto im się przyjrzeć. Dla dobra dzieci również.

Próby zmiany sterowników, które są programami z bardzo wczesnego wychowania wprowadzają najczęściej dodatkowe napięcie, poczucie winy i destabilizację całego systemu. I najczęściej wynika to z innego sterownika i idzie tak: Ja mam jakieś sterowniki? Nie mogę mieć żadnych (nie popełniaj błędów). Co ludzie o tym powiedzą! (Nie sprawiaj przykrości). Muszę ciężko nad tym teraz pracować (wysilaj się), albo lepiej udawać, że wszystko jest w porządku (Wytrzymaj).

Co zatem zrobić?

  1. Zauważ że masz.

Wszyscy mamy. Najczęściej po fakcie – w sytuacji gdy czujemy potężny stres – który racjonalnie nie ma uzasadnienia – możemy sobie zadać pytanie – który z moich sterowników właśnie się aktywował?

Samo zauważenie, że stres, który odczuwamy w ciele nie jest wynikiem sytuacji, tylko naszej jej oceny, która wynika z bardzo głębokich programów – daje dużo.

  1. Poszukaj pozytywnej intencji programu.

Każdy ze sterowników dostaliśmy od osób, które nas wychowywały w prezencie – robiły to najlepiej jak potrafiły – na podstawie swoich własnych sterowników. O których nie miały pojęcia. Więc gdy słyszysz głos który mówi ci, że coś z tobą jest nie tak (podstawowa funkcja ego) – posłuchaj, czyj to głos. I przed czym chce cię chronić.

  1. Znajdź swoje pytanie przywracające do rzeczywistości.

Tu już praca staje się bardzo indywidualna. Dla każdego działa coś innego.

Poniżej kilka z nich – dla inspiracji:

  • Czy termin na jutro jest realny?
  • Co zyskam, jeśli odłożę to zadanie na ostatnią chwilę?
  • Od czego mogę zacząć teraz?
  • Jakie będą realne konsekwencje spóźnienia / przełożenia terminu?
  • Co realnie się zawali, jeśli na chwilę przestanę działać?
  • Komu poza mną zależy na aż takiej jakości?
  • Jaką realną wartość zyskuje moja praca, gdy usuwam te błędy?
  • Czy naprawdę komuś stanie się krzywda, jeśli znajdę czas na odpoczynek?
  • Na ile lat się czuję teraz? Ile mam w rzeczywistości?
  • Jaki jest najgorszy możliwy scenariusz? Jakie jest realne prawdopodobieństwo, że tak będzie?
  • Przed czym chcę chronić innych, nie mówiąc swojego zdania?
  • Przed czym chcę ochronić siebie?
  • Jakie jest realne zagrożenie w tej sytuacji? Co zrobić, żeby je zniwelować?
  • Jak ta sytuacja będzie wyglądać z perspektywy przyszłego roku?
  • Jak chciałbym, żeby reagowały moje dzieci w tej sytuacji?

A jakie mogłoby być twoje pytanie do siebie, które przywróci Cię do świadomości TU i TERAZ?

Aktualizacja oprogramowania w toku – sterowniki Kahlera cz.2

W poprzednim odcinku pisałem jak powstają sterowniki – ukryte przekonania, u których podłoża leży wyuczony lęk przed brakiem aprobaty, a które mocno wpływają na nasze działanie w dorosłym życiu, najczęściej bez większego udziału świadomości. Dziś pozostałe.

2. Be perfect (bądź perfekcyjny / nie popełniaj błędów).

Przykładowy obrazek rodzinny. Wraca młody adept lub adeptka edukacji ze szkoły.

Pytanie kontrolne rodzica:

– Co dostałeś z dyktanda?

– 4+ odpowiada z dumą młodziak.

– Coooo??? Tylko 4+??? A dlaczego nie piątka? Nie możesz tak zawalać dyktand!

– Ale tato, to była najlepsza ocena – próbuje się tłumaczyć nieco mniej zadowolony z siebie młody człowiek.

– Nie interesują mnie inni. TY jesteś moim dzieckiem. I dlatego przez następną godzinę będziesz przepisywać wszystkie źle napisane wyrazy. Sto razy. Każdy. Tylko równo i porządnie!

Swoją drogą każdy rodzic, który jara się jak słońce jak dzieciak robi pierwsze kroki i nie zwraca uwagi na upadki powinien zauważyć, że sama idea dyktanda, na którym zaznacza się błędy, ale nie zaznacza się właściwie napisanych wyrazów – jest jakby trochę na opak wszystkiemu co wiemy o edukacji. Aż nie chciałbym sobie wyobrażać rodzica z bardzo silnym sterownikiem be perfect uczącego dziecko chodzić. Czy byłoby to coś w tym stylu?

– Januszku, masz już rok i bardzo mnie cieszy, że robisz pierwsze kroki, chcę ci tylko zwrócić uwagę, że są nierówne i trochę cię znosi na lewo, więc jak mógłbyś wyprostować główkę i patrzeć w świetlaną przyszłość, tak jak tatuś…

Jeśli taka tresura jest stosowana na każdym kroku, a niestety nasz system edukacji bardzo mocno promuje taki model, gdzie błędy są złe i muszą być ukarane, w dorosłym życiu sama myśl o tym, że mogłoby coś nie wyjść – powoduje ataki paniki i zatrzymanie działania. Albo nadmierne dbanie o szczegóły, które nie wnoszą wiele do pracy, nikt tak naprawdę ich nie potrzebuje, ale za to zjadają mnóstwo czasu.

Z perspektywy szkoleniowej – najczęściej widzę to przy prezentacjach na forum, gdzie stres przed wystąpieniem to nic innego jak lęk przed popełnieniem błędów i oceną. I racjonalnie to możemy nawet wiedzieć, a ciało i tak się spina… Odkładający na później perfekcjoniści – też znajdą tu coś dla siebie.

3. Be nice  (bądź miły /nie sprawiaj przykrości).

Wizyta u cioci na imieninach. Mamusia mówi:

– Córeczko, idź przytul się z wujkiem, on tak bardzo cię lubi.

– Ale mamo, ja nie chcę, bo wujek strasznie brzydko pachnie…

– Córciu! Jak możesz tak mówić! Przecież jakby ciocia to usłyszała to byłoby jej przykro! Wszyscy to wiedzą, ale nie mówimy tego głośno – dodaje mama szeptem.

Sterownik nie sprawiaj przykrości – to często przyczyna przekonania, że dbanie o swoje potrzeby jest możliwe tylko gdy wszyscy w około się na to zgodzą. WSZYSCY.

Że zawsze dobre samopoczucie innych jest ważniejsze od swojego. Że jak nie zgadzam się większością / szefem / czy przysłowiową „mamusią” to jak zacisnę zęby, ugryzę się w język, nie powiem co naprawdę myślę, to jakoś to samo się rozwiąże. A na pewno nie będzie aż tak źle, jakbym się odezwał(a).

A jak już czasem się przelewa i nagle emocje wymkną się spod kontroli, wtedy automatyczny sterownik każe sobie dokopać za to że się głos podniosło albo straciło panowanie nad sobą. Jak za zbrodnię wojenną. Jak się nie obrócisz, siedzące części ciała zawsze z tyłu…

  • Work hard (wysilaj się / pracuj ciężko).

Była taka piosenka, młodsze pokolenie może nie znać.

Przestańcie się już bawić
I czas swój marnotrawić.
Niech każdy z was się szczerze
Do pracy swej zabierze.

Czuj czuj, czuwaj, czuj czuj czuwaj,
Rozlega się dokoła.
Czuj czuj, czuwaj, czuj czuj czuwaj,
Radosne echo woła.

I chcę, żeby było jasne, nie mam nic do harcerzy poza ogromnym szacunkiem i rzewną tkliwością. Tak, należało się kiedyś. Natomiast jest to przepiękny przykład, jak powstaje ten sterownik.

Mądrości w stylu: „Bez pracy nie ma kołaczy” „Jak chcesz do czegoś w życiu dojść, to musisz pracować ciężko – jak tatuś i mamusia.” „Jak się będziesz dobrze się uczyć, pracować ciężej niż inni, to wtedy dostaniesz pracę marzeń, szef cię doceni, awansujesz, ewentualnie dostaniesz miejsce na cmentarzu w alei zasłużonych” to tylko kilka przerysowanych przykładów.

W dorosłości – jeśli czujesz niepokój jak wychodzisz z pracy o normalnej godzinie (przypomnę niektórym, kodeks pracy przewiduje 40 godzin pracy tygodniowo, nie 60 ani 80), jeśli czujesz że może powinieneś jeszcze bardziej się postarać, bo wprawdzie zasypiasz w samochodzie na czerwonym, ale przecież jeszcze krwią nie plujesz… to czas na terapię.

A na poważnie, wysoki sterownik work hard to w praktyce zajeżdżanie siebie i swoich ludzi w imię bliżej nieokreślonej idei, stawianie celów w stylu uciekającej mety (targety sprzedażowe), branie na siebie więcej niż jest to zdrowe i automatyczne poczucie winy, jak tylko pojawi się stan relaksu.

Na przykład taka Wigilia, można usiąść do stołu dopiero wtedy jak wszyscy się urobią po pachy, pokłócą ze sobą, kto najmniej zrobił, i po co tyle jedzenia, że na cały tydzień starczy. Pracuj ciężko, odpoczywaj intensywnie, i padaj na twarz. Inaczej tracisz wartość jako człowiek.  

  • Be strong (bądź silny / wytrzymaj).

Podobno to dowcip. Ponieważ wychowałem się na wojskowym osiedlu, nie jestem przekonany, czy to nie jest sytuacja autentyczna.

Wyobraźmy sobie małego chłopca, ok. 5 lat, targa z dumą, ale też z niemałym wysiłkiem swój nowy rowerek, który właśnie dostał na urodziny. Za nim idzie ojciec, wielki jak góra, z poważną miną i jastrzębim spojrzeniem szukający jakichkolwiek oznak słabości, które mógłby wyplenić z potomka. Wchodząc do klatki schodowej dziecko zaplątuje się w rowerek i przewracając się, z całej siły uderza głową o kaloryfer. Ojciec czuje nagły atak złości na tak ewidentną nieporadność.

Na całe szczęście dla dziecka – rowerek się nie porysował, więc dzieciak wstaje sam z ziemi i starając się zamaskować cieknące łzy patrzy na ojca wyzywająco mówiąc – kaloryfery już są ciepłe. Możemy iść.

W dorosłym życiu to przekonanie sprowadza się do tego, że za każdym razem, jak czujesz, że jesteś u kresu sił, że może jednak warto by poprosić o pomoc, w głowie słyszysz głos rodzica, albo innej osoby znaczącej, która szyderczo szepce: Chłopaki nie płaczą, co ty jesteś facet, czy miękka dętka. Babek też to dotyczy. W końcu jesteś moim dzieckiem, a ja zobacz, jak skała sam naprzeciw wszystkim sztormom świata… Bądź jak ja i nie pękaj.

Jeśli któraś z tych sytuacji wydaje się znajoma, jeśli zauważasz, że nagle i bez racjonalnego powodu ogarnia cię złość i napięcie, czujesz się winny w sytuacjach, w których inni tak nie mają…

To może być twój sterownik.

Co więcej jeśli wystarczająca grupa ludzi z podobnymi sterownikami zbierze się na stanowiskach kierowniczych – można nawet całą organizację zbudować wokół sterowników i to zupełnie nieświadomie.  

Na koniec jedna ważna informacja. W samych przekazach sterowników nie ma nic złego.

Bycie punktualnym, dbanie o wysoką jakość pracy, bycie miłym dla innych, pracowitym i samodzielnym to nie są wady.

Problem pojawia się gdy sterowniki są nieświadome i tak wysokie, że znacząco obniżają nam jakość życia. Ale z tym można pracować. Często nawet samemu (dzielny bądź, nie proś o pomoc!).

Poprawiając zarówno swoją jakość życia jak i całej organizacji w której się pracuje.

O tym jak to zrobić w następnym odcinku.

Aktualizacja oprogramowania w toku – sterowniki Kahlera cz.1

Z teorią Kahlera miałem okazję się zapoznać kilka lat temu na szkoleniu prowadzonym przez Renię Świrydczuk.

Tydzień później miała miejsce tradycyjna wtedy wymiana poranna z moją starszą:

– Alu, pospiesz się, bo spóźnisz się do szkoły.

– Dobrze – odpowiada dziecko nie zmieniając ani na chwilę tempa (powolnego) porannego rozruchu.

A zegar tyka… A praca czeka…

I kiedy po raz kolejny powtarzam to samo w nadziei, że uzyskam inny efekt (por. definicja szaleństwa wg. A. Einsteina), na widok kwiatków rysowanych widelcem w stygnącej jajecznicy już podniesionym głosem mówię:

– Ala! Pospiesz się, bo się spóźnisz! W odpowiedzi pada iście coachingowe, zmieniające życie pytanie.

– No i?

Dokładnie pamiętam ten moment, gdy czuję, jak racjonalne myślenie rozpuszcza się jak aspiryna w narastającej fali wkurzenia (Stres = oczekiwanie – rzeczywistość) i nagle następuje błysk zrozumienia i nagle cały stres mija. No bo co się stanie, jak dziecko się spóźni do szkoły? Tak realnie? NIC!

Co się stanie jeśli ja się spóźnię na spotkanie?

Na pewno nie będzie ofiar śmiertelnych. Zatem skąd to napięcie, to wkurzenie?

Driver! Dziękuję Reniu za wiedzę a Taibiemu za praktyczny model który patrząc z perspektywy uznaję za jedną z dwóch najgłębszych i najbardziej użytkowych modeli działania mózgu. 

Polskie tłumaczenie teorii driverów Tabiego Kahlera  brzmiało kiedyś „popychacze”, lub „ukryte skrypty zachowania”.

Całe szczęście, że na jednym szkoleniu miałem programistów z ich trzeźwym podejściem do psychologii. Od jednego z nich usłyszałem pytanie:

– A nie można tego tłumaczyć normalnie? Wiesz, drivery mają polską nazwę…

Nie pierwszy raz prosto w punkt…

Zatem dziś – trochę o sterownikach, które mamy zainstalowane w naszym „systemie operacyjnym” w mózgu.

Czym są sterowniki?

Sterowniki to ukryte przekonania na temat samego siebie, które można sprowadzić w skrócie do formy:

„Masz wartość, jeśli spełniasz pewien warunek. Jeśli go nie spełniasz – przestajesz istnieć.”

Jak powstają?

Sterowniki dostajemy w prezencie od osób odpowiedzialnych za zaprogramowanie nas w dzieciństwie.

Najczęściej od rodziców albo innych „osób znaczących” (nauczyciele, dalsi krewni). Dlatego sterowniki mogą przenosić się z pokolenia na pokolenie, a w organizacjach są równie trwałe jak w życiu psychicznym jednostki. I nie dyskutuję tu z założeniem, że każdy zdrowy psychicznie rodzic kocha swoje dziecko bezwarunkowo, ale… Są takie słowa, przekazy, czy wreszcie sposoby zachowania, które nie zawsze są do końca świadome i przemyślane.  Dla małego człowieka akceptacja dużych jest równoznaczna z przetrwaniem, więc ciało i chłonący jak gąbka umysł dosyć szybko odkrywają, jakie zachowania są nisko punktowane.

Jak działają sterowniki – pozwolę sobie wytłumaczyć na przykładzie jednego z nich.

  1. „Hurry up!” (Spiesz się / bądź zajęty / szanuj czas)

Ten sterownik powstaje w sytuacjach typu:

Wchodzi rodzic do pokoju dziecka i pyta:

–  Co robisz?

Nic – odpowiada latorośl.

– Jak to nic??? A lekcje odrobione? Pokój posprzątany? Rób coś!

Lub w sytuacji z jajecznicą z powyżej.

Jeżeli sterownik jest zbyt wysoki – kiedy pojawia się myśl, że możesz nic nie robić, albo się spóźnić – całe ciało się spina i pojawia się poczucie, że jeśli tylko tak się zdarzy, natychmiast stanie się coś strasznego. Co? Nie wiadomo, ale będzie przestraszne. W tym miejscu widać wyrafinowanie sterowników. Gdy jesteśmy w emocjach – trudno nam myśleć racjonalnie. Więc przestajemy oddychać, myśli się rwą, ciało jest napięte i bez względu na inteligencję – niewiele  można z tym zrobić.

W praktyce  – osoby ze zbyt wysokim sterownikiem „Hurry up!” często biorą na swoją listę zadań więcej niż mogą realnie wykonać, obiecują zbyt krótki czas wykonania zadania, które to zadanie i tak odkładają na ostatnią chwilę. Dopiero kiedy wszystko się wali i pali,  a stres miesza się z poczuciem winy – dopiero wtedy następuje chwila perwersyjnej ulgi wynikającej z tego, że ten prawie niesłyszalny głos kontrolny w głowie mówi: No, wreszcie nie marnujesz czasu”.

W następnych odcinkach – dalsza charakterystyka.

A więcej na temat sterowników tu:

Wzór na stres

Jakiś czas temu siedzieliśmy ze starszą z młodzieży nad matmą. Sprawdzian w szkole delikatnie mówiąc nie poszedł zgodnie z planem.

Po chwili bestia przychodzi z wzorem:

S = O – Rz

Mówi, że to wzór na to czym w szkoleniach się zajmuję i że mam sobie go sam rozkminić (zemsta, czy wzruszający dowód, że jednak się uczy czegoś od rodziców?). Wytrzymała pełne pięć minut moich dziwnych zgadywanek ze szpitalem i oddziałami ratunkowymi w tle. Po czym nastąpiło objawienie:

Stres = to różnica pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością.

Im większa różnica, tym większy stres. WOW!

Jak dla mnie najbardziej elegancka i pojemna koncepcja w historii psychologii i filozofii razem wziętych.

Implikacje są wspaniałe.

Jeśli chcesz mieć mniej stresu w życiu – masz dwie drogi.

Możesz uczyć się zwiększyć wpływ na rzeczywistość – pojechać na szkolenie, zapytać specjalistów, jak osiągają rezultaty, których potrzebujesz, przeczytać książkę, lub zacząć rozwiązywać problem w sposób inny niż do tej pory. Droga klasyczna.

Albo możesz zastosować strategię LM.

Czyli „luzuj majty”. Jeśli ta cholerna rzeczywistość nie chce być taka, jak ci się wydaje że powinna być, mimo, że robisz wszystko co potrafisz, to może problem nie jest z rzeczwistością, ale z twoimi oczekiwaniami?

Pracownik nie działa zgodnie z twoim planem? Szef nie wystarczająco cię wspiera?

Osoba bliska wciąż nie chce być tak idealna, jak to sobie zaplanowałeś/aś?

L.M.

Prokrastynacja – co to za małpa?

Szybki wpis po dzisiejszym szkoleniu z zakresu Task Samuraj.

Sekwencja prokrastynacji wygląda najczęściej tak:

  1. Chęć zrobienia – chcę dobrze kontrolować nowy projekt / wykonywać powierzone zadania/ napisać zaległy raport / posprzątać.
  2. Decyzja – będę działał zgodnie z planem.
  3. Odkładanie działań bez ważnego powodu.
  4. Uświadomienie sobie problemu z odkładaniem.
  5. Kontynuacja odkładania.
  6. Szukanie wymówek/odejście od problemu.
  7. Kontynuacja odkładania.
  8. Zrobienie w ostatniej chwili.
  9. Postanowienie, że nigdy więcej.
  10. Powtórzenie sekwencji.

Jeśli też tak czasem masz, to znaczy, że jesteś całkowicie normalny. Tylko masz w głowie małpę.

Tim Urban – cudowny praktyk prokrastynacji w akcji.

Małpa ma nawet imię. IGS – Instantenous Gratification System (dla osób z zacięciem czytelniczym – więcej tu

Co zatem z tym zrobić, gdy dobrze wiesz, że termin się zbliża, potwór paniki wkracza do akcji, a mimo to robisz wszystko oprócz tego, co racjonalna logika podpowiada, że powinieneś robić TERAZ?

Rozwiązań jest kilka. Jeśli faktycznie deadline jest blisko, panika narasta, a ciało wciąż stawia opór – po pierwsze usiądź na chwilę i przestań robić cokolwiek. Daj sobie chwilę na to, by obserwować swój oddech, obserwuj myśli. Rozluźnij ciało. Po chwili panika ustąpi, kołowrotek w głowie przestanie się kręcić tak szybko. Wtedy zacznij robić to, co masz do zrobienia, ale od środka. Pomiń wstęp artykułu, zapisz wnioski z raportu, napisz ostatni paragraf opracowania nad którym siedzisz. To z czym masz do czynienia to tzw. „wysiłek inicjalizacyjny” – najtrudniej zacząć. Po założeniu butów do biegania, biega się łatwiej, po zmyciu jednej szklanki – łatwiej jest zająć się kolejną.

Drugim sposobem jest metoda minimalnego możliwego wysiłku, która mówi, że lepiej zrobić najmniejszy możliwy krok we właściwym kierunku, niż żadnego dużego (tak, kaisenowcy, to wasze).

Przykładem tego sposobu jest choćby „pełzające sprzątanie”, które polega na tym, że zamiast robić wielkie porządki (w sobotę), na samą myśl o których ciało czuje się zmęczone – robimy jedną rzecz na raz – przy okazji. Jesteś w kuchni i masz cały zlew naczyń? – zmyj jeden talerz. Albo łyżeczkę. Masz górę prania do poukładania? Złóż jedną rzecz. Masz raport? Napisz jedno zdanie. I przerwa. Wystarczy. Nie męcz małpiej części mózgu, bo się zbuntuje. Niech zobaczy, że to nie boli aż tak bardzo. Jeden mały kroczek we właściwym kierunku, ale tylko taki, na jaki masz ochotę. Japońskie 5S w praktyce. Lekko i przyjemnie.

Jest jeszcze trzecia droga. Zgodnie z zasadą, że stres to różnica między oczekiwaniami a rzeczywistością, i że oprócz pracy nad tym, żeby zmieniać skuteczniej rzeczywistość, masz zawsze do dyspozycji strategię LM (luzuj majty) – możesz się pogodzić z faktem, że tak właśnie masz i pamiętać o tym, że jak do tej pory – całkiem dobrze sobie radziłeś, zawsze jakoś do tej pory wychodziłeś na prostą. Więc jeszcze jedna zarwana nocka raczej cię nie zabije. A jakość? Wystarczająco dobrze też jest dobrze.

A jeśli chcesz – możesz nawet usprawnić ten proces i zastosować Technikę Świadomej Prokrastynacji.

Technika świadomej prokrastynacji

Technika świadomej prokrastynacji sprowadza się do następujących kroków:

  1. Sporządź listę rzeczy do zrobienia.
  2. Po sporządzeniu listy rzeczy do zrobienia – przefiltruj je przez 4 pytania:
  1. Czy mogę w ogóle tego nie robić?

Większość z nas skupia się na rzeczach do zrobienia podczas gdy osoby osiągające najlepsze rezultaty zaczynają od pytania, czego nie robić. Wraz ze świadomą rezygnacją z zadań uwalniasz czas i myśli, które możesz przeznaczyć na inne ważniejsze zadania.

  1. Czy mogę to zadanie zautomatyzować lub usprawnić?

Nie sztuką jest być zajętym. Sztuką jest usprawniać system pracy swojej i osób współzależnych.

  1. Czy może zostać wydelegowane?

 Inaczej mówiąc – czy jest ktoś kogo mogę nauczyć wykonywać to zadanie?

  1. Czy powinno być wykonane teraz czy można je odłożyć?

Jeżeli zadanie można odłożyć – wraca ono do początku sekwencji i przychodzi po raz kolejny przez filtry aż w końcu zatrzyma się na jednym z nich.

Podstawowa zasada – cały proces musi być ekonomicznie opłacalny – zgodnie z zasadą ROTI.
(Return of invested time) > 0:

Czas oszczędzony – czas włożony > 0